Odpowiedzialność

Kampania przeciw porzuceniom zwierząt

2012-12-12

Bogda Balicka / e-pets

Tagi: kampania społeczna, porzucone, bezdomność, zwierzęta domowe, pies, kot

Bezdomność zwierząt jest skutkiem ludzkiego zaniedbania, fot. iStock

Bezdomność zwierząt jest skutkiem naszego zaniedbania i bezduszności. Psy i koty stają się dzikie, bo to my je do tego zmuszamy na skutek ich porzucania

Bezpańskie koty żyją w luźnych społecznościach. Wyrzucone z piwnic, przenoszą się na działki i tam potęgują skalę bezdomności. Psy jako zwierzęta stadne, jeśli przeżyją pierwsze miesiące po porzuceniu, zbierają się w sfory i tak walczą o swoje życie. Bez ludzi już nie dadzą rady, a więc kręcą się nocą lub za dnia na poboczach miast i miasteczek. Porzucenie jest niebezpieczne zarówno dla nich, jak i dla nas. Stanowią dla nas problem, ponieważ roznoszą choroby, niszczą zapasy, rozwlekają śmieci, a w desperacji mogą nawet zaatakować. Wtedy rozlegają się zewsząd pretensje: – Niech ktoś z tym coś zrobi. Na to też płacimy podatki! – Trzeźwe uwagi, że to sąsiad porzucił psa czy kota, że nie reagowaliśmy na te i inne fakty porzuceń, niewiele pomagają. Nie ma tu myślenia od przyczyny do skutku. W myśl logiki, że zawsze jest lepiej zapobiegać. Przyjrzyjmy się choćby Niemcom, gdzie wszystkie bezdomne zwierzęta są kastrowane, dlatego nasi sąsiedzi chętnie przyjeżdżają po psy i koty do Polski, Hiszpanii, Włoch itp. No i tam znacznie poważniej taktuje się kontrolę społeczną, a porzucenie zwierzaka zgłaszane jest do instytucji samorządowych.

Polskie prawo mówi o tym, że tego typu problemy zależne są od władz miast i wsi. Chodzi tu nie tylko o porzucenia, ale także o szeroko pojętą opiekę nad porzuconymi zwierzętami (żywienie, leczenie, kastrowanie, schronienie). Schroniska nie są rozwiązaniem tego problemu. Zwierzęta bezdomne dziś po prostu by się tam nie pomieściły, poza tym nie ma na to wystarczających finansów i całej wymaganej rzeszy pracowników. W urzędach samorządowych, owszem, coś się robi. Czasem ogłasza się akcje pomocowe, zwłaszcza jesienią i zimą. Ale ilość informacji jest znikoma. Sama kilka razy widziałam jedynie mały plakacik dotyczący kotów. Miasto zarządza swoimi terenami i na nich jeszcze coś może zrobić. Spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe i związki – rządzą się swoimi, często rozbieżnymi interesami. Nie ma ogólnopolskich wytycznych i planu, który na wszystkich wymuszałby taką pomoc i większą kontrolę nad lokatorami decydującymi się wziąć do domu zwierzęta. Podatki powodują bunty, a poza tym nikt nie jest w stanie sprawdzić, kto trzyma „nieopodatkowanego” psa.

Zabranie do domu zwierzaka nie jest obciążane żadnymi wymogami, nawet jeśli chodzi o osobnika egzotycznego. Tak naprawdę to nie wiemy do końca, jaki obowiązek spocznie na naszych barkach – bierzemy żywego, czującego głód, pragnienie i ból nowego domownika. Nikt nas tego nie uczy. Nigdzie. Możemy sami zasięgnąć wcześniej jakichś informacji, ale pomyślmy serio: ilu z nas to robi? Ilu z nas zbyt późno dowiaduje się, że nie nadaje się na właściciela zwierzęcia towarzyszącego, z powodów życiowych, psychicznych, materialnych itp. Pięć lat temu, za ministrowania Anny Kalaty, na liście zawodów Ministerstwa Pracy zarejestrowano zawód zoopsychologa, czyli cytując „doradcy pomagającego właścicielowi zwierzęcia tworzyć satysfakcjonującą dla obu stron relację”. Ilu ludzi słyszało o kimś takim lub korzystało z jego usług? Zoopsychologów można znaleźć w internecie, ale, skoro na telefony do trzech z nich żaden nie zareagował, myślę, że trudno u nich o poradę. W działaniach prewencyjnych przeciwko porzuceniom zwierząt powinny brać udział szkoły, kościoły, weterynarze, a nawet hodowcy i sklepy zoologiczne. W sklepie liczy się sprzedaż, tam mogą najwyżej coś podpowiedzieć. Podobnie z hodowcami i weterynarzami, mogą radzić i ostrzegać, ale każdy z nas jest pewien, że, jak to się mówi, „w domu każde zwierzę się wyżywi i trzymanie go to żadna filozofia”. Takie myślenie się utrwaliło. Trzeba zatem stanowczo powiedzieć, że wszystkie dotychczasowe działania akcyjne nie przyniosły żadnych rezultatów, że prawo nie traktuje należycie problemów złych właścicieli i porzuceń, że całą prewencję trzeba zacząć od początku. Stworzyć mądry plan wspierany przez kodeksy prawne, instytucje profesjonalne i społeczne oraz oświatowe. Na pierwszym miejscu szkoły i kościoły. Szkoły dziś nie uczą, jak opiekować się zwierzęciem, jak wczuć się w jego uczucia. Wytłumaczeniem dla nich jest przeciążony program, z którego wyrzuca się wszystko to, co nieobligatoryjne. W kościołach różnych wyznań w tej sprawie także panuje zasada akcyjności. O zwierzętach pamięta się przy okazji świąt różnych ich patronów.

Taką kampanię trzeba zacząć bezzwłocznie, bez czułostkowości i zacietrzewienia, od podstaw.

Autor: Bogda Balicka
Źródło: e-pets

made by KKVLAB
Nasza strona wykorzystuje pliki cookies w celach statystycznych. Korzystanie ze strony oznacza zgodę na ich zapis i wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.