Warto wiedzieć

Rozporządzenie o niebezpiecznych gatunkach w praktyce

2013-01-23

Anna Skalik / e-pets

Tagi: zwierzęta domowe, zwierzęta niebezpieczne, skorpion, pająk, tarantula, jaszczurka

Lista zwierząt uznanych za niebezpieczne coraz dłuższa, fot. Depositphotos

Przez sześć lat Ministerstwo Środowiska zmagało się z opracowaniem treści rozporządzenia o niebezpiecznych gatunkach zwierząt. Ostatecznie zostało ono ogłoszone w sierpniu 2011 r. i weszło w życie. W listopadzie ubiegłego roku minął ostateczny termin, by uzyskać zezwolenia konieczne do przetrzymywania niebezpiecznych zwierząt

Celem opracowania rozporządzenia było, po pierwsze, zapewnienie bezpieczeństwa ludziom – nie tylko hodowcom zwierząt, ale też osobom trzecim, które przez nierozwagę właścicieli mogły być narażone na kontakt z niebezpiecznym zwierzęciem. Po drugie, rozporządzenie miało uregulować możliwość posiadania niebezpiecznych zwierząt oraz obrotu nimi. Trudno się nie zgodzić, że tego typu regulacje były potrzebne. Jeszcze do niedawna właścicielem śmiercionośnego pająka czy jaszczurki mógł być dosłownie każdy, nawet osoba bez jakiejkolwiek wiedzy na temat ich hodowli. Ale czy sytuacja się zmieniła?

Rozporządzenie funkcjonuje na bazie ustawy o ochronie przyrody z kwietnia 2004 roku. Przez sześć lat nie wydano odpowiedniego aktu wykonawczego dotyczącego tejże ustawy, w efekcie czego było to martwe prawo. Od tamtej pory regularnie mieliśmy do czynienia z informacjami o opracowywaniu kolejnych projektów rozporządzeń. Każdy z nich, oprócz tego, że wprowadzał chaos, to jeszcze wywoływał fale dyskusji na temat merytorycznej zawartości projektu.

Rozporządzenia na przestrzeni lat

Choć każdy z projektów budził wiele wątpliwości w środowisku hodowców zwierząt uznanych  za niebezpieczne, twórcy przepisów nie brali tych zastrzeżeń szczególnie pod uwagę. Ostatecznie, najważniejszą zmianą, która na przestrzeni lat dokonała się w projektach, była wciąż wydłużająca się lista gatunków uznanych za niebezpieczne. Zwierzęta podzielone zostały na dwie grupy: pierwsza obejmuje gatunki najbardziej niebezpieczne i całkowicie zakazane, druga – gatunki zwierząt niebezpiecznych, które można hodować po otrzymaniu zezwolenia. W załącznikach do wcześniejszych projektów znajdowały się spisy uwzględniające łącznie 71 gatunków. Spis w obecnym kształcie wyszczególnia ich już łącznie – bagatela – 550! Trudno wyobrazić sobie, jak ogromna liczba gatunków tych zwierząt nadal znajduje się w polskich domach.

Cyrk przy komisariacie

Choć rozporządzenie funkcjonuje już od ponad roku, to można jednak odnieść wrażenie, że nie przyniosło zamierzonych skutków. Z zakupem jak problemu nie było, tak nie ma – tyle że zwierzęta sprzedawane są pod innymi nazwami i często osobom zupełnie nieświadomym zagrożenia, np. dzieciom. Rozporządzeniu można też zarzucić wiele niedociągnięć, np. to, że na liście znajdują się gatunki, które nie są bardziej groźne niż pszczoły czy nawet… orzeszki ziemne. Niedostosowanie się do wymogów grozi grzywną i konfiskatą okazu. Pojawia się jednak pytanie: kto będzie zwierzęta konfiskował? Ani ustawa, ani rozporządzenie nie wskazują konkretnej jednostki, która ma się tym zajmować. Teoretycznie, odbieraniem zwierząt zajmie się policja czy lekarz weterynarii. Niestety przepisy nie precyzują, jak wyglądać ma sama procedura przejmowania i gdzie dokładnie zakazane zwierzęta miałyby trafiać – przepełnione ogrody zoologiczne nie chcą zakazanych gatunków  przyjmować. To powoduje, że sprzedawcy nadal sprzedają, zainteresowani kupują, a organy kontrolują niechętnie – bo co potem zrobić z wężem boa, tarantulą albo ptasznikiem? Może każdy komisariat powinien mieć swój cyrk? Wtedy na pewno wszystko byłoby zgodnie z przepisami.

Idealnie by było…

…gdyby wszystko poszło jak z płatka – ci, którzy mogą, starają się o pozwolenia i dalej przetrzymują zwierzęta. Ci, którzy nie mogą, oddają swoich pupili w odpowiednie ręce. Odpowiednie, czyli do zoo, cyrku, placówki badawczej czy też sprzedają za granicę. Niestety, rzeczywistość pokazuje, jak wiele innych pomysłów może przyjść do głowy posiadaczom zwierząt, którzy z różnych względów nie zdążyli uporać się z problemem przed wyznaczonym terminem.

Pomysłowość nie zna granic

Kiedy okazało się, że nie każdy może być właścicielem groźnego żółwia, jaszczurki czy pająka, wielu właścicieli zaczęło zastanawiać się, co począć z niechcianym okazem. Najprostszym wyjściem było po prostu pozbycie się go – a niech sobie polata, wąż boa, po parku! Niestety, takie historie zdarzają się często. Jak wynika z informacji, które podało nam biuro prasowe Straży Miejskiej w Warszawie, w ubiegłym roku było bardzo wiele przypadków interwencji, związanych ze zwierzętami egzotycznymi, które zostały porzucone prawdopodobnie ze względu na obowiązujące rozporządzenie. Nie wszystkie z nich są tymi „niebezpiecznymi”, ale to już najpewniej kwestia wiedzy albo niewiedzy o tym, jaki gatunek się w domu przetrzymuje. Przykładowo, strażnicy z Referatu do Spraw Ekologicznych, czyli tzw. Ekopatrolu, w ubiegłym roku odłowili 22 żółwie, w większości będących przedstawicielami gatunku żółw czerwonolicy, następnie cztery węże, agamę brodatą, trzy okazy kameleona, jednego legwana oraz pytona drzewnego. Z tym ostatnim wiąże się chyba najzabawniejsza historia, bowiem okaz ten został znaleziony w jednym z warszawskich akademików, w którym straszył mieszkańców chowając się… w toalecie.

Od czasu do czasu media donoszą także o wielu innych przypadkach. We Wrocławiu 73-letnia kobieta była niezwykle zaskoczona, kiedy z jej klozetu wypełzła dwumetrowa anakonda. Na szczęście kobieta nie straciła zimnej krwi i wezwała specjalistów. Z kolei w jednej z podlubelskich wsi zawiadomiono służby o tym, że w okolicy pojawia się smok, który porywa kury. W rzeczywistości był to waran, który w pobliskim kurniku znalazł sobie łatwy łup.

Żółw z Ameryki Północnej w polskim stawie

Można się zastanawiać, skąd w polskim środowisku tak wiele gatunków egzotycznych i czy przypadkiem nie uciekły one swoim właścicielom. Tylko dlaczego tych ucieczek z roku na rok jest coraz więcej? Prawdopodobnie obecna moda na egzotyczne zwierzęta powoli mija, a pomysłowi „opiekunowie” pozbywają się zwierząt, a to podrzucając je do okolicznych parków bądź oczek wodnych, czy też „wypuszczając na wolność” w wielkim mieście. Wiele gatunków jest sobie w stanie przez pewien czas poradzić, ale prędzej czy później dane zwierzę zostanie zauważone, tak jak wąż, który całkiem niedawno temu siał postrach na jednej z ulic Lublina. Są też gatunki, które doskonale sobie radzą. Przykładowo żółw czerwonolicy, który tak dobrze zadomowił się w Polsce, że zaczął wypierać nasz rodzimy gatunek.

Zwierzęta „po przejściach”

Przypadki porzucania zwierząt egzotycznych są coraz częstsze. Katalizatorem dla tych zachowań jest w dużej mierze wspomniane powyżej rozporządzenie. Prawdopodobnie obowiązek rejestracji zwierzęcia okazuje się dla niektórych gorszym rozwiązaniem niż porzucenie, które to z kolei często dla pupila kończy się śmiercią, a także może być groźne dla ludzi oraz ekosystemu. Sytuacji nie poprawia fakt, że Polska jest jednym z ważniejszych ogniw w przemycie egzotycznych zwierząt, stąd zakazane okazy można u nas kupić bardzo łatwo, a często nawet zupełnie nieświadomie. Warto pamiętać, że porzucenie żółwia, pająka, żaby czy węża nie jest żadnym wyjściem. Obecnie powstaje coraz więcej specjalistycznych ośrodków dla zwierząt „po przejściach”, gdzie odpowiednie warunki znajdują zwierzęta, które znudziły się właścicielom.

Autor: Anna Skalik
Źródło: e-pets

made by KKVLAB
Nasza strona wykorzystuje pliki cookies w celach statystycznych. Korzystanie ze strony oznacza zgodę na ich zapis i wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.